Film "Sound of metal" - Recenzja

Warto wznieść się na wyżyny?

Kiedy studiowałam w drugiej połowie lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku, pośród braci akademickiej funkcjonowały tzw. dyskusyjne kluby filmowe. Studenci wtedy masowo chodzili na filmy Felliniego, Viscontiego, Antonioniego. I choć wielu z nich niewiele z tych filmów rozumiało, a oglądanie było katowaniem się, to pośród młodzieży studenckiej było cool rozmawianie o tych filmach. Ja byłam na filmie amerykańskim z górnej półki pt. Sound of metal. Z przykrością stwierdziłam, że było na nim razem ze mną pięć osób, a młodzieży tylko dwójka w tym jedna studentka. Tych dwoje młodych na ten film poszło przez przypadek, bo myśleli, że to film o muzyce heavy metalowej. Podczas filmu mieli niezły ubaw, a po filmie powiedzieli, że to chała dla bezmózgów. Czy film ” Sound of metal” zasługuje na taką recenzję?

„Sound of metal” co na język polski w dosłownym tłumaczeniu tłumaczy się jako dźwięk metalu to film o… życiu w świecie ciszy. Bohater filmu Ruben jest muzykiem heavy metalowym. Razem ze swoją dziewczyną i menadżerką Lou żyją jak cyganeria. Mieszkają w samochodzie, którym jednocześnie jeżdżą po Stanach i Ruben daje koncerty. Są szczęśliwi i nic im do szczęścia nie brakuje. Film zaczyna się, jak Ruben traci słuch. Nie może się z tym pogodzić, że utracił swoje marzenia i że przestanie grać. Marzy o wstawieniu sobie implantu słuchowego, ale na to nie mają pieniędzy. Lou zawozi go do małej wioski, którą prowadzi starszy człowiek również głuchy. W wiosce mieszkają głuchoniemi od małych dzieci do ludzi starszych. Właściciel prowadzi terapię, jak pogodzić się ze swoim kalectwem. W rozmowie z bohaterem mówi mu, że sam stracił słuch na wojnie w Wietnamie i że był alkoholikiem. Ruben mu mówi, że był narkomanem, ale jest od czterech lat czysty. Lou zostawia ukochanego w tej wiosce ludzi głuchych. Ruben zaczyna się uczyć języka migowego w szkole razem z dziećmi. Bierze udział w terapii z uzależnionymi głuchoniemymi. Właściciel w ramach terapii każe mu pisać, byle co, byle przelał na papier swoje uczucia, a tego nikt nie będzie czytał. Ruben widzi, że głusi mieszkańcy wioski są szczęśliwi, ale on ze swoją głuchotą nie może się pogodzić. Wszystko sprzedaje i robi sobie operację wszczepienia implantu. Kiedy jednak lekarka go aktywuje , że zdziwieniem stwierdza, że dziwnie słyszy. Lekarka mu mówi, że już normalnie nigdy nie będzie słyszał i że musi się do tego przyzwyczaić. Właściciel wioski go wyrzuca, bo mówi, że wstawiając sobie implant złamał zasady. Ruben wyjeżdża i wraca do swojej dziewczyny. Ta podczas jego pobytu robiła karierę piosenkarki, zmieniła swój image i swoją fryzurę, ale czekała na Rubena. Ruben bierze udział w urodzinach jej ojca, kompozytora i słucha, jak Luise, bo tak się teraz każe nazywać, śpiewa piosenkę, którą niegdyś jej ojciec skomponował dla jej matki. Ruben i Luise spędzają noc i zdawać by się mogło, że są szczęśliwi. Jednak Ruben przed obudzeniem się Luise odchodzi. Ostatnia scena jest jak chodzi po mieście i słyszy odgłosy miasta, ale dziwne nie normalne. Siada na ławce i słyszy dźwięk dzwonu kościelnego. Nie wytrzymuje i ściąga aparat. Pogrążony w zupełnej ciszy patrzy jak w oddali dzieci bawią się na deskorolkach. Film się kończy!

Film jest bardzo dobry i zasłużył na Złote Globy, które otrzymał. Film mi się podobał i… zrobił na mnie wielkie wrażenie. Film należy do tzw. filmów ambitnych, nie dla przeciętnego widza, ale jego fabuła nie jest skomplikowana. Wyrafinowaność filmu przedkłada się w scenach symbolicznych i efektach dźwiękowych. Film operuje muzyką heavy metalową, co podkreśla tragizm zagubienia głównego bohatera, który stracił słuch i przestał słyszeć i rozumieć świat. Sceny w wiosce głuchych są pokazywane w ciszy bez słów, bohaterowie posługują się językiem migowym, co potęguje emocje widza. Sceny ciszy są przerywane dudnieniem, pokazaniem dźwięków jak słyszą je głusi. Wrażenia i emocje widza potęguje symbolika. Scena, kiedy właściciel wioski gra na fortepianie, a wokół jego głusi podopieczni wystukują, to co wyczuwają waląc w fortepian. Potem bohater uderza kijem w metalową ślizgawkę i słyszymy muzykę metalową. Najbardziej wzruszająca jest ostatnia scena, kiedy bohater w swoim aparacie słyszy dudnienie kościelnego dzwonu i ściąga aparat, by w ciszy obserwować świat. Konkluzją filmu jest, czy muzyka metalowa uszczęśliwia ludzi? Film pozostawia pytanie: jeśli ni muzyka, nie dźwięki, to co jest w stanie uszczęśliwić ludzi? Z tym pytaniem film pozostawia widza! Film jest bardzo dobry, działa na emocje i… pozostawia widza z niedosytem intelektualnym. I szkoda, że dwoje przedstawicieli młodzieży, co byli w kinie, zareagowali nań tak prostacko!

Obecnie jesteśmy w przededniu egzaminów maturalnych. W tym roku zupełnie innych niż co roku, bo w oparach pandemii COVID-19. Ten rok szkolny jest inny niż zazwyczaj. Prawie od początku dzieci i młodzież nie chodzą do szkoły, uczą się zdalnie. Tegoroczni maturzyści też! Nie da się ukryć, że tegoroczni abiturienci luzacko podeszli do nauki, ba, olali zdalne nauczanie i potraktowali je jako dodatkową labę od nauki. Oj, będzie płacz i zgrzytanie zębów! Wszystkie bowiem ptaki wiosenne ćwierkają, że w tym roku ministerstwo specjalnie potraktuje matury. Wielu małolatów brało udział w protestach przeciw wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego zakazującego aborcji z powodu wad płodu. Rząd jest zły na protestujących i … na młodzież też. Ministerstwo Edukacji w tym roku doszło do wniosku, że skoro młodzież ma czas na protesty to i uczyć się też może. Szykuje więc w tym roku trudne pytania maturalne…

O poziomie intelektualnym polskiej młodzieży społeczeństwo nie ma wysokiego mniemania. Dla współczesnej młodzieży nauka nie jest cool. Młodzież nie czyta, nie chodzi do kina, a jak chodzi, to nie na filmy wartościowe, a na strzelanki w rodzaju Gwiezdne Wojny albo… na filmy z seksem i to podanym w oprawie wulgarnej. Pośród młodzieży, nawet tej co powinna być elitą młodzieży, czyli studentów nie ma zwyczaju intelektualnych dyskusji, choćby na temat filmu , który widzieli. Dziś studenci dyskutują o tym, kto i za co kupił sobie wypasioną furę, o tym jaki miał seks i skąd wziąć kasę na najbliższą imprezę. Jeśli dyskutują o przyszłości, to nie w aspekcie do jakich wyżyn dojdą w pracy, ale ile kasy zarobią i czy będzie ich stać na wczasy na Kanarach.

Horyzonty współczesnych ludzi maleją. Jak kiedyś śpiewali artyści w Kabarecie Olgi Lipińskiej: „I po co nam elita, ktoś kto jakieś nudne książki czyta? Kiedy gramy o pieniądze wielki mecz…” Gramy o pieniądze wielki mecz… ciągle gramy… Czy jednak czegoś nie tracimy zapatrzeni w Złotego Cielca? Może warto wznieść się na wyżyny…. intelektualne…? Tego uczy nas film „Sound of metal”. W pogoni za małostkami życia tracimy człowieczeństwo! Warto się uczyć wartości od ludzi, których spychamy na margines przez ich niepełnosprawność. A oni są szczęśliwi! Dla nich dźwięk metalu to radość życia. Nie to dotrze do młodzieży! Niech wyjdą z kina szukając innych wartości niż opróżnienie torebki popcornu i… śmiech głupiego w zupełnie nieadekwatnej sytuacji! A może młodzież nie jest taka głupia! Może ja jestem stary wapniak o zmurszałych wartościach? Moja córka Angelika jest najlepszą studentką na Wydziale Prawa we Wrocławiu i chodzi na filmy do DKFu. Po mnie lubi filmy. Czy warto uwierzyć w polską młodzież?

Rating: 4.7/5. From 3 votes.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *