Film - Śniegu już nigdy nie będzie - Recenzja

Chała czy oryginalne spojrzenie na sztukę filmową?

Kiedyś w latach osiemdziesiątych byłam w Klubie Dziennikarza we Wrocławiu na wystawie satyrycznej, której tematem był film polski. Szczególnie jeden dowcip tak przypadł mi do gustu, że do dzisiaj lubię go cytować. Przed telewizorem siedzi mąż i woła do żony: Miećka, nerwosol, film polski grają. Film polski, poza chlubnymi wyjątkami nie miał dobrych recenzji. Było jak w tym dowcipie: Na najwyższej półce leży film, a dozorca mówi: To nie pułkownik, tylko nikt sięgnąć nie może! I tak z filmem polskim jest do dzisiaj.

Właśnie byłam na takim filmie, którego nikt sięgnąć nie może. A może to ja jestem tak mała, że nie sięgam go intelektualnie…

Film Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta pt. „Śniegu już nigdy nie będzie. ” stał się sławny jeszcze zanim zdążono go wyprodukować. Dziennikarze na temat nowego dzieła Szumowskiej piali z zachwytu. Teraz kina reklamują go jako polski kandydat do Oscara za najlepszy film nie anglojęzyczny. Czy to słuszna rekomendacja?

Film „Śniegu już nie będzie” opowiada go ukraińskim imigrancie. Zaczyna się, kiedy młody i przystojny Ukrainiec Żenia idzie do urzędu imigracyjnego w sprawie pozwolenia na pracę. Siada przed urzędnikiem i ten się pyta: urodził się pan w Prypeci przed katastrofą w Czarnobylu? Nie jest pan napromieniowany? A potem pokazuje na wielki pakunek, który petent ma przy sobie i pyta, co to jest. Żenia odpowiada: Moje narzędzie pracy, jestem masażystą. Potem masuje urzędnika i hipnotyzuje go. Gdy urzędnik zasypia, Żenia przybija sobie pieczątkę na zezwoleniu na pracę i wychodzi. Żenia pracuje na czarno na strzeżonym osiedlu , chodzi po domach i masuje bogaczy, głównie kobiety. Ma rozmaitą klientelę. Matkę dzieci, którą zapracowany mąż zaniedbuje. Mężczyznę, który jest nieuleczalnie chory na raka. Starą pannę, która ma bzika na punkcie psów i nazywa je męskimi imionami. Na końcu do jego klientów dołącza były żołnierz, który był w Afganistanie i ma zespół pourazowy. Wszyscy uważają, że Żenia ma cudowne właściwości, hipnotyzuje ich i podczas snu wyzwalają się ze swoich frustracji i przeżywają doznania erotyczne. Klientki są zakochane w przystojnym Żeni, z dwiema: starą panną od psów i żoną nieuleczalnie chorego mężczyzny dochodzi do spełnienia. Żenia mieszka skromnie w pokomunistycznym bloku. Po powrocie w nocy z pracy, sam przeżywa własne rozterki. Przypomina sobie matkę, która zmarła w wyniku napromieniowania po katastrofie w Czarnobylu i Żenia ma wyrzuty sumienia, że nie mógł jej pomóc. Wspomina słowa matki, kiedy ta mówi: Opadający pył radioaktywny uważałeś za śnieg. Ważnym elementem akcji jest przechodząca przez bogate osiedle orientalna kobieta, która prorokuje do bohatera: śniegu już nigdy nie będzie. Akcja filmu toczy się od Dnia Wszystkich Świętych, w filmie podkreślone jest Halloween, do Świąt Bożego Narodzenia. Mąż chory na raka umiera. Miał wystąpić jako superbohater w przedstawieniu szkolnym. Zastępuje go Żenia. Kulminacyjnym punktem filmu jest przedstawienie świąteczne we francuskiej szkole, do której chodzą wszystkie dzieci bogaczy zamieszkujących osiedle. W numerze ze skrzynią okazuje się, że… Żenia znika. Nikt go nie może znaleźć. A tymczasem na osiedlu bogaczy życie toczy się normalnie. Spada śnieg i pokrywa okolicę. Film kończy się napisem: Synoptycy przewidują, że ostatnie opady śniegu nastąpią w 2025r.

W sprawach gustu i koloru się nie dyskutuje. Film może się podobać. Mnie się nie podobał! Z kina wyszłam z pytaniem: Chała czy oryginalne spojrzenie na sztukę filmową? A zapewne nie o takie wrażenie autorom filmu chodziło. Moim zdaniem film był poplątany, pomieszany, nie miał tradycyjnej akcji, a fabuła była prosta, nieskomplikowana psychologicznie, ale tak podana, że widz głupiał. Nie wiadomo, o co autorom chodzi, co chcieli pokazać w tym filmie. Widz wyrafinowany intelektualnie będzie się starał dopatrywać ukrytych podtekstów, symboliki, a film operuje bogatą symboliką. Las, który jest leitmotivem filmu, tańczący we śnie bohatera umięśniony mężczyzna w szpilkach, który zamienia się w piękną kobietę. Wycinanie drzewa. Osiedle w nocy przystrojone na Halloween. Orientalna kobieta, która chodzi po osiedlu i mówi, że śniegu nigdy nie będzie. Sceny marzeń bohaterów pokazane w zwolnionym tempie. Trudno mi się było dopatrzeć jakiejś treści i sensu tego filmu. Ja wydedukowałam, że film pokazuje bolączki współczesnego świata: Niszczenie środowiska naturalnego, problemy osób transseksualnych, problem imigrantów zarobkowych. Prosty widz prawdopodobnie powie, że film jest nudny i nie ma żadnej akcji, cała akcja polega na chodzeniu bohatera do pracy i powrotu do nudnego domu w pokomunistycznym blokowcu. I taki widz będzie miał rację! Być może o to chodziło autorom filmu? By film prowokował. I film prowokuje… Moim zdaniem to film futurystyczny. prosta akcja jest tylko pretekstem do pokazania irracjonalnych zachowań i przesłanek. Film pokazuje trochę orwellowskie realia z Roku 1984. Te osiedle bogaczy, w którym nie ma ludzi, nic się nie dzieje i jest jak wymarłe. Wszystkie domy są bogate, ale… wszystkie identyczne. Patrząc na nicość osiedla widz sobie nawet nie wyobraża, że za drzwiami identycznych pałaców dzieją się dramaty ich bohaterów. I ten kontrast bogatego, identycznego zamkniętego osiedla z szarym i zaniedbanym blokowiskiem pokomunistycznym. Mieszka w nim homo sovieticus. To takie orwellowskie! Czy o to chodziło autorom filmu? Mnie ten film skojarzył się z innym polskim filmem futurystycznym, nakręconym za Komuny, z „Sanatorium pod Klepsydrą” wg. powieści Brunona Schultza. Oba filmy w pozornie realnym środowisku i w pozornie realnej akcji ukazują dążenia bohaterów. Tylko… Sanatorium pod Klepsydrą jest o wiele lepiej zrobionym filmem technicznie. Film „Śniegu już nigdy nie będzie.” pod względem technicznym zostawia wiele do życzenia. Akcja jest niespójna, zawiera dłużyzny. Sceny kręcone w zwolnionym tempie, które mają wzmocnić doznania widza, nudzą i tną dłużyznami. Czy polski film skończył się wraz z Komuną?

Kiedyś z moją koleżanką dyskutowałam o polskim filmie. Doszłyśmy do wniosku, że za Komuny, kiedy była cenzura, a komuniści dawali pieniądze, na takie filmy, jakie chcieli widzieć, robiono najlepsze filmy. Koleżanka powiedziała, że cenzura była najlepszą pożywką dla filmu. Za Komuny zrobiono tak wspaniałe adaptacje polskiej klasyki jak Potop, Pan Wołodyjowski, Lalka. Ziemia Obiecana i Noce i Dnie dostały nominacje do Oscara, a Noce i Dnie były bardzo blisko zdobycia Oscara. Człowiek z Żelaza Andrzeja Wajdy otrzymał Złotą Palmę w Cannes. Demokracja i zniesienie cenzury powinno być złotym wiekiem dla polskiego filmu, powinien nastąpić rozkwit polskiej kinematografii. Tymczasem stały się one… zagładą Polskiego filmu. W latach dziewięćdziesiątych wystartowano ambitnie. Hoffman zrealizował swoje marzenie, nakręcił Ogniem i Mieczem. Kawalerowicz nakręcił widowiskowe Quo vadis, Bajon Przedwiośnie. XXI wiek przyniósł … degradację polskiego filmu. Kręci się głupiutkie komedie romantyczne, przy których nie trzeba myśleć. Polski Instytut Sztuki Filmowej powołany do promowania polskiej kinematografii finansuje filmy albo słuszne politycznie, zależy jaka władza rządzi albo takie hity jak Zenek o muzyce disco polo lub takie pseudointelektualne chały jak Śniegu nigdy nie będzie.

Moja koleżanka mówi, że państwo powinno promować filmy, które pokazują ludziom jakieś wartości, promować naszą historię. Nasza historia jest piękna i ma tyle tematów do nakręcenia dobrych filmów. Można by nakręcić film o rodzinie Kossaków, o Romualdzie Traugucie, o dynastii Wazów, o rotmistrzu Pileckim czy Ince…. Jest tyle pięknych tematów w historii, które same w sobie są dobrymi scenariuszami. No właśnie dobry film to dobry scenariusz. Film o Eugeniuszu Bodo miał dobry potencjał, ale okazał się kiepski, bo scenariusz był do bani. Czy nie mamy dobrych scenarzystów? Może warto zrobić konkurs na scenariusz na serial historyczny czy obyczajowy? Pośród społeczeństwa drzemie ukryty potencjał talentów literackich. Warto dać ludziom szansę wybicia się zamiast promować i opłacać swoich, dzieci, wnuków, pociotków królika.

W domu mam telewizję kablową i wiele stacji. Z zazdrością oglądam na zagranicznych stacjach seriale o Dynastii Tudorów, o Marii Magdalenie. Za granicą mogą robić filmy o swojej historii, a u nas nie. O co chodzi? Jak długo Polak patrząc na polski film będzie miał dylemat: chała czy… oryginalne spojrzenie na sztukę filmową? Patriotyzm nam każe mówić, że to oryginalne spojrzenie na sztukę filmową. No właśnie patriotyzm… Potrafimy odkryć w sobie patriotyzm? Ja mimo wszystko wierzę, że polski film się dźwignie…. Dajmy szanse młodym, zdolnym… pieniądze…

Rating: 5.0/5. From 2 votes.
Please wait...

Jeden komentarz do “Chała czy oryginalne spojrzenie na sztukę filmową?”

  1. Moja koleżanka mówi, kto na takie bzdury daje pieniądze? Niemcy! Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten film się wpisuje w odwieczny konflikt polsko – niemiecki, kiedy to Niemcy uważali, że Polacy są gorsza rasa. Teraz też zrobili Polaczkom film i dra z nas łacha, że Polacy uważają, że to taki dobry film, taki intelektualny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *