Choćbyś był bielszy niż śnieg, nie ujdziesz potwarzy!!!

Spośród polskiego kleru katolickiego moimi autorytetami są: ksiądz Twardowski, który swoją głęboką wiarę wyrażał w wierszach, ksiądz Tischner, autor bardzo mądrego cytatu „Są trzy prawdy, jest cała prawda, święta prawda i g… prawda” oraz ksiądz Isakowicz -Zaleski, który cały czas głosi, że nie będzie odnowy moralnej w polskim Kościele Katolickim, dopóki nie przeprowadzi się dezubekizacji pośród księży. Z tych trzech żyje tylko ksiądz Isakowicz-Zaleski i on ma jeszcze szansę na zrealizowanie swoich marzeń dotyczących odnowy moralnej Kościoła Polskiego. Dwaj poprzedni są już legendą.

Kino rumuńskie nie miało szansy się rozwijać w czasach komunizmu, w Rumuni działała wtedy wszechwładna Securitate i trzymano naród pod butem totalitaryzmu. W Polsce tzw. kino moralnego niepokoju przypadło na lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku, w Rumunii mogło się rozwinąć dopiero po upadku komunizmu, kiedy mamy demokrację.

Rumuński film pt. „La Gomera” jest filmem kryminalnym, wpisującym się w ten właśnie nurt. Film składa się z kilku sekwencji, tytułowanych imionami bohaterów filmu, które układają się w akcję, niektóre powracają do przeszłości, ale wyjaśniają, skąd biorą się działania bohaterów. Są to : Gilda, Zsolt, Kiku, Paco, Matka, Magda i Cristi. Film zaczyna się, jak bohater przybywa na malowniczą wyspę należącą do Wysp Kanaryjskich, na La Gomerę. Jedzie spotkać się z mafią i dowiadujemy się, że jest to skorumpowany rumuński policjant, który bierze pieniądze od mafii. W siedzibie mafii spotyka poznaną już piękną kobietę, Gildę, która mu mówi, że to co zaszło w Bukareszcie było tylko na użytek kamer. Sekwencja Gilda wraca do przeszłości. W Bukareszcie Gilda przychodzi do Cristi, by go skaptować. On mówi, że w jego mieszkaniu są kamery. Gilda udaje, że jest luksusową prostytutką, namiętnie się kochają w jego sypialni, a potem po kryjomu wsuwa mu pod poduszkę bilet na La Gomerę. Na wyspie mafia uczy go języka gwizdanego. Zleca mu odbicie więzionego przez policję w Bukareszcie Zsolta, który zdradził i ukrył pieniądze należące do mafii. Mafia się też dowiaduje, że donos na policję napisała Gilda. Crispi mówi, że zgadza się na przekazanie im Zsolta, ale w zamian mają uwolnić Gildę. Wraca do Bukaresztu i dogaduje się ze swoją zwierzchniczką, że namierzy jej mafię, jak wyplącze z tego Zsolta, Gildę i jego. Zwierzchniczka się zgadza, ale prowadzi swoją grę. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Zsolt trafia do szpitala. Crispi gwizdaniem powiadamia Gildę, a ta mafię. Wszystko się jednak zmienia, kiedy Zsolt idzie w umówione z policją miejsce i pokazuje przestępcom fałszywe miejsce ukrycia pieniędzy. Policja rozpoczyna atak, przestępcy giną, zabijają też Zsolta. W tym samym czasie Gilda przyjeżdża do umówionego pensjonatu, właściciel jest członkiem mafii, wyjawia jej miejsce ukrycia pieniędzy, są w materacach. Idący na miejsce spotkania z Gildą Crispi zostaje przejechany przez samochód, niewątpliwie za zlecenie jego szefowej z policji. Przeżywa jednak, a matka mówi Gildzie, że jej syn zwariował, nic nie mówi tylko cały czas gwiżdże. Gilda porozumiewa się gwizdaniem z Cristi. Umawiają, że się spotkają za miesiąc w Singapurze. Jednak Magda namierza Gildę. Scena się kończy, jak obie kobiety mierzą do siebie z pistoletów. Ostatnia scena: Singapur. Idzie Crispi, na jego spotkanie wychodzi Gilda, gra piękna muzyka Johanna Straussa syna. Piękny walc i koniec filmu.

Film „La Gomera” to film kryminalny, w kinach reklamowany jako komedia kryminalna. Nie wiem, jednak dlaczego, bo ja się nie bardzo miałam z czego śmiać. Może jak się już nie potrafię śmiać? To jest jedyny zgrzyt , jaki mam do zastrzeżenia tego filmu, pod każdym innym względem film jest perfekcyjny. To film kryminalny. I to kryminalny w tradycyjny rozumieniu. Zawiera zajmującą akcję, która jest stopniowana i doprowadza do zaskakującego końca. Szczególny dobry zamysł reżysera, to podawanie akcji poprzez scenki, sceny z przeszłości są uzupełnieniem akcji i uzupełniają ją. Dzięki takiej budowie fabuły widz do końca trzymany jest w napięciu. Film nie jest tylko zwykłą rozrywkową sensacją. Jest filmem psychologicznym. Pięknie pokazuje przemianę bohatera ze skorumpowanego gliny przez miłość, człowieka, który jest w stanie życie poświęcić dla ukochanej. Dużą rolę w filmie odgrywa muzyka, poważna operowa, od ciężkiej arii operowej w chwili napięcia akcji na melinie gangsterów, do pięknego walca Straussa na końcu, podkreślającego miłość głównego bohatera do Gildy. Imię bohaterki Gilda nawiązuje do femme fatale z tytułową rolą Rity Hayworth. W odróżnieniu jednak od bohaterki Hayworth ta femme fatale na końcu okazuje się romantyczną kochanką. Film jest ironią o filmach o klasycznym suspensie Hitchcocka. Jednak jest jeszcze jeden aspekt, który zauważymy my, wychowani w czasach realnego socjalizmu w bloku państw systemu komunistycznego, a który jest niezauważalny dla widza na Zachodzie. To aspekt nawiązujący do służb specjalnych w komunizmie. Film pokazuje, jak bardzo system sprawiedliwości, jeszcze obecnie trzydzieści lat po straceniu Caeusescu jest zdeterminowany przez przeszłość komunizmu. Przełożona bohatera Magda to twarda policjantka wychowana na dawnych wartościach. W śledztwie jest bezwzględna, działa metodami komunistycznej Securitate. A zatem, by złapać podejrzanego każe mu podłożyć narkotyki. Udaje, że idzie na porozumienie z bohaterem, ale realizuje swój plan. Nie wywiązuje się z umowy i zabija wszystkich przestępców, a na bohatera nasyła skrytobójcę. Pokazanie , jak do dzisiaj istnieją naleciałości komunistycznych sił specjalnych w policji, odsłonięcie kulis działań policji, które balansują na granicy prawa, to największy atut tego filmu. Widz się dowiaduje, jak komunistyczna Securitate zniszczyła wymiar sprawiedliwości w Rumunii. I takie problem pewnie istnieje i u nas?

Obecnie rządząca władza w Polsce, czyli Prawo i Sprawiedliwość oparła swoje zwycięstwo wyborcze i rządy na dezubekizacji kraju. To hasło trafiło na podatny grunt, bo Peerelowska Bezpieka ostro się dała ludziom we znaki i była przyczyną wielu tragedii. Ja sama pamiętam, jak Bezpieka w Lubinie po tzw. Wydarzeniach Łubińskich w dniach 30 – 31 sierpnia i 1 września 1982r ścigała prowodyrów Wydarzeń. Wielu wówczas lubińskich mieszkańców trafiło na sławny dołek w piwnicy lubińskiej Komendy. Ja sama będąc wówczas w ogólniaku z przyjaciółmi ze szkoły i… dziesięcioletnim kuzynem zostaliśmy z domu zgarnięci przez ZOMO. Na dołku było polewanie nas zimnym prysznicem, sadzanie na nodze od krzesła, trenowanie na nas boku i wybijanie zębów, oraz, co przyniosło sławę lubińskiej Bezpiece, żywa inscenizacja igrzyska chrześcijan z Quo Vadis z dwoma groźnymi dogami w roli głównej. Ludzie do dzisiaj nienawidzą esbeckich donosicieli. Trzeba było uważać, co się mówi przed sąsiadką, bo mogło to trafić do akt. Pół biedy, jak SB się dowiadywało, jak ma się urządzone mieszkanie, gorzej jak po donosie zawistnej sąsiadki pod dom przyjeżdżała milicyjna nyska, zgarniała i człowiek musiał się ostro tłumaczyć bezpiece. Naród Polski nie lubi donoszczyków! To w walce o władzę z opozycją wykorzystuje obecna władza. Pytanie: ilu obywateli uwierzy, że opozycja to dziś nagromadzenie esbeckich donosicieli, a… w rządzącej partii są tylko ludzie o nieposzlakowanej opinii?

Kiedyś Henryk Sienkiewicz napisał: „Choćbyś był bielszy niż śnieg, nie ujdziesz potwarzy!” A w Kabarecie Olgi Lipińskiej w latach dziewięćdziesiątych powiedziano: „Wszyscy jesteśmy ubekami, tylko jeszcze o tym nie wiemy.” I to jest prawda. Wielu ludzi podpisało lojalkę. Żeby otrzymać paszport, by wyjechać za granicę, wielu SB złamała grożąc jego rodzinie albo mówiąc mu, że jak nie podpisze, to jego kariera zawodowa się skończy, że syn się nie dostanie na studia. Wielu podpisywało dla świętego spokoju. Ważne jest, czy aktywnie współpracowali i czy…zrobili tym komuś krzywdę. Byli też ludzie, którzy lubili donosić i świadomie ze złej woli podpisywali lojalkę i donosili. I takich ludzi trzeba tępić! Ale to delikatna sprawa. Trzeba karać poszczególnych ludzi a nie zastosować z bezsilności odpowiedzialność zbiorową jak zrobił to PiS w ustawie dezubekizacyjnej i obniżył emerytury ludziom do głodowych świadczeń, których jedyną przewiną było to, że pracowali u pracodawcy dziś niesłusznego politycznie. Takie działania nie przynoszą zwolenników rządowi, przeciwnie traci je. Państwo jest bezsilne, nie potrafi zastosować sprawiedliwości poszczególnym zbrodniarzom ubeckim i esbeckim. Stefan Michnik jest już przed Boskim Sądem, a wielu ubeckich zbrodniarzy, by uniknąć kiedyś sprawiedliwości, uciekło na Zachód, najwięcej na fali wypędzania z kraju ludności żydowskiej w 1968r i do dzisiaj rządy państw zachodnich nie chcą ich wydać Polsce, by ich dosięgnęła sprawiedliwość. czy jednak za bezsilność państwa mają płacić niewinni ludzie?

Niewątpliwy problem to donosicielstwo na SB kleru katolickiego. Ksiądz Isakowicz-Zaleski od dawna walczy o dezubekizację księży. Na razie to walka z wiatrakami… A Sługa Boży powinien być… szczególnie biały jak śnieg. Od tego zależy przyszłość Kościoła Katolickiego w Polsce. Ta zaś nie wygląda różowo. ” Choćbyś był bielszy niż śnieg, nie ujdziesz potwarzy!”. – To credo z rumuńskiego filmu „La Gomera”. Łatwo to zauważyć? Czy polski Kościół Katolicki jest bielszy niż śnieg? Kurna mnie katoliczce przykro, jak ateiści mówią, że Kościół Katolicki w Polsce przeszedł na Ciemną Stronę Mocy. Szatan działa… Zwycięży?

Rating: 5.0/5. From 1 vote.
Please wait...

Jeden komentarz do “Choćbyś był bielszy niż śnieg, nie ujdziesz potwarzy!!!”

  1. Zbadań księdza Zaleskiego wynika, że 70% procent polskich księży było konfidentami SB. Ludzie na forach dyskusyjnych określających się jako ateiści mówią, że to dlatego, że pośród nich było tyle pedofili. SB miało na nich haki i zmuszało do współpracy. Polski Kościół Katolicki nie odzyska dobrego imienia, jak księża nie przejdą dekomunizacji!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *