Epidemia koronawirusa się rozwija. W Polsce stan zagrożenia epidemiologicznego. Zamknięte szkoły i placówki opiekuńczo – wychowawcze, zamknięte sklepy, otwarte tylko te z artykułami pierwszej potrzeby, pusto na ulicach, w parkach gdzieniegdzie ludzie na spacerach z psami. Im bardziej epidemia się rozwija, tym coraz więcej zakładów pracy się zamyka. Korporacje przechodzą na pracę zdalną, tyle już ludzi pracuje na komputerach, że sieć internetowa ledwo dyszy. Nawet uczniowie uczą się przez internet. Gabinety lekarskie i szpitale pozamykane, przyjmuje się tylko przypadki zagrażające życiu. Coraz więcej szpitali zamienia się na oddziały zakaźne. Wszystkich interesuje teraz jedno: jak długo to potrwa?
Moja poradnia zdrowia psychicznego jest zamknięta. Przyjmujemy tylko przypadki niecierpiące zwłoki i to po uprzednim umówieniu się przez telefon. Ja choruję na chorobę dwubiegunową i… teraz dziękuję sobie, że wpadłam na pomysł, aby mój psychiatra dał mi zlecenie na wypisywanie leków przez mojego lekarza rodzinnego. Teraz dzwonię do mojej przychodni, daję zlecenie na lekarstwo i potem pod wieczór kiedy w przychodni nie ma ludzi idę po odbiór recepty.
Sytuacja jest trudna, chorzy przewlekle są w trudnej sytuacji. W szczególnie trudnej sytuacji są chorzy psychicznie. Chorzy na schizofrenię i chorzy na chorobę dwubiegunową muszą regularnie przyjmować leki, bo kiedy zrobią sobie przerwę urojenia czy faza manii wracają i całe leczenie na nic, trzeba zacząć leczenie od nowa. Tymczasem gabinety lekarzy psychiatrów są zamknięte. Co mają zrobić ci chorzy, gdy zabraknie im leków?
Pamiętam taką scenę w serialu „Czterdziestolatek”: Do mieszkania bohaterów przychodzi kobieta pracująca. Madzia Karwowska mówi, że mąż chory. Kobieta pracująca się pyta: Co mu jest? Złamał nogę, ale to zawsze choroba w domu. – Odpowiada Madzia.
I w tym się zasadza sedno sprawy. Nieważne, czy grypa czy noga złamana czy choroba psychiczna czy stan wegetatywny albo jak obecnie… kwarantanna z powodu zarażenia koronawirusem, to zawsze choroba w domu, a choroba w domu przewartościowuje całe nasze życie.
Przede wszystkim chory w domu to sprawdzian naszej empatii, naszego doświadczenia życiowego i naszej kreatywności. To sprawdzian, czy dajemy sobie radę w trudnych doświadczających nas sytuacjach. A dajemy?
Jedna z moich pacjentek w gabinecie terapeutycznym cały czas mi mówi, jakie ma wyrzuty sumienia, że męża chorego na raka w stanie termalnym musiała oddać do hospicjum i że umierał sam pośród obcych ludzi. Mówi, że mieszkali sami, ona sama sobie by z nim rady nie dała, bo nie miała go siły nawet podnieść. Widać, że ją to cały czas boli i jak zadra tkwi w psychice. Moje wyjaśnienia, że są sytuacje, że czasami oddanie chorego do hospicjum wymaga większej empatii niż trzymanie go w domu na razie jeszcze do niej nie dociera. W Polsce wciąż tkwi tradycyjne przekonanie, że chory ma umierać w domu we własnym łóżku w otoczeniu rodziny. I… nikogo nie obchodzi, że żona nie ma siły, by chorego podnieść i go umyć i przebrać w czystą piżamę. Tymczasem obecna epidemia koronawirusa pokazuje nam, że wartości nam zupełnie przeobrażają w świat.
Chorzy umierają z dala od rodziny, często w ogóle nie widząc rodziny od czasu, kiedy wykryto u nich chorobę i zabrano ich z domu do szpitala zakaźnego. Takie wieści dochodzą obecnie z Włoch. I… oburzają się na to lekarze i księża, a nawet dziennikarze relacjonujący epidemię. Oburzają i… nic nie mogą zrobić. Przepisy sanitarne wymagają, że chory na tak zakażanego wirusa jak koronawirus musi być izolowany! A co my możemy zrobić, aby chorzy w czasach epidemii chorowali w ludzkich warunkach?
Przede wszystkim musimy się stosować do zaleceń sanitarnych. Jak władza mówi, że powinniśmy ograniczyć kontakty towarzyskie i siedzieć domu, to nie znaczy, że mamy to traktować jako naruszenie naszych praw obywatelskich i stawać władzy okoniem, ale mamy stosować się do nich. Mówią to ludzie kompetentni i wiedzą, co robią. Oczywiście nie chodzi o całkowite zamknięcie się w domu i nie wychodzenie z niego, tak muszą robić tylko ludzie, których objęto kwarantanną, krótki spacer do parku czy w inne miejsce, gdzie nie ma tłoku jest nawet wskazany. Przebywanie na świeżym powietrzu i częste wietrzenie mieszkań podnosi naszą odporność.
Liczba zarażonych rośnie lawinowo, nie weszliśmy jeszcze w apogeum epidemii, po której fala zachorowań zacznie opadać, liczba osób mających styczność z zarażonymi i objętymi kwarantanną liczy się na tysiące. Dla osób objętych kwarantanną nie ma już miejsc, władze zalecają kwarantannę domową, a nawet , aby osoby lżej chore leczyły się w domu. Wtedy trzeba zachować się odpowiedzialnie. Nie można wychodzić z domu! Pamiętajmy, nasi bliscy powinni się wobec nas chorych empatycznie i współczująco! Powinni nam podawać jedzenie, coś do picia, współczuć nam! My jednak też powinniśmy być empatyczni wobec naszych zdrowych bliskich, zwłaszcza jeśli mieszkamy ze starymi rodzicami, którzy są w grupie ryzyka i są szczególnie narażeni na ciężki przebieg choroby, a nawet śmierć i nie wymagać od nich, by siedzieli przy naszym łóżku i rozpraszali naszą nudę czytając nam książki. Powinniśmy pilnować, że mamy leżeć w w zamkniętym pokoju, a kiedy z niego wychodzimy mieć maskę na twarzy. Nasi bliscy mogą nam podać posiłek pod drwi i wyjść. Zakaźna choroba to nie czas na pokazywanie, jak bardzo się kochamy. Zresztą pilnowanie, by nie zarazili się chorobą to najlepszy sprawdzian naszej miłości do nich.
Mój mąż ma 78 lat, jest w grupie ryzyka, a ja chcę by jeszcze długo, długo był ze mną, by on i moja mama doczekali wesela naszych najmłodszych dzieci / pięć lat/. Przestrzegam więc zasad higieny. Trudno jest utrzymać w ryzach czterdzieścioro dzieci. W necie krąży dowcip: U nas nauka zdalna trwa bardzo dobrze: troje dzieci zawieszono za bójkę, a nauczyciela zwolniono za picie w czasie pracy. Pomijając to picie to w moim domu tak wygląda dzień z czasach zarazy.
„Cisza, choroba w domu!” – Oby do tego nie doszło. Oby w domu gościł humor, bo humor w czasie zarazy jest ważny. Leczy stres, kiedy nie widać końca choroby i pozwala pozytywnie patrzeć na przyszłość. A przyszłość przed nami jest. Zarazę zwalczymy! Wirus się cofnie, ja spekuluję, że za miesiąc. Ale czy my staniemy się lepsi? Czy doświadczenia czasu zarazy nauczą nas jak żyć! Ja podchodzę optymistycznie. Ta zaraza to… nie zwiastun Końca Świata! Raczej odrodzenia…
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.